organizacja pracy to istotny czynnik przy wypaleniu zawodowym

Organizacja pracy w ochronie zdrowia w Polsce a wypalenie zawodowe

Nawet jeśli zarobki pracowników ochrony zdrowia wciąż rosną, to niekoniecznie łączą się z wyższym poczuciem satysfakcji z pracy. Kwestie finansowe mają największe znaczenie dla specjalistów najmłodszych stażem, którzy zarabiają wielokrotnie mniej od starszych kolegów. Wykwalifikowani pracownicy, pomimo atrakcyjnego wynagrodzenia, często decydują się na wyjazd z Polski. Są i tacy, którzy całkiem rezygnują z wykonywania wyuczonego zawodu. Co można poprawić w organizacji pracy w polskiej ochronie zdrowia, aby system był przyjaźniejszy dla lekarzy, a w konsekwencji również dla pacjentów?

Z objawami wypalenia zawodowego zmaga się już co drugi lub nawet dwóch na trzech lekarzy w Polsce. Pracownicy ochrony zdrowia to grupa zawodowa szczególnie narażona na ryzyko wystąpienia syndromu wypalenia zawodowego. Począwszy od specyfiki pracy, przez olbrzymią odpowiedzialność za zdrowie innych, po trudności związane z organizacją pracy w polskiej ochronie zdrowia – prestiżowa praca lekarza ma też drugie oblicze, które sprawia, że wielu zrezygnowałoby z obrania tej ścieżki zawodowej, gdyby ją wcześniej dobrze poznało. Co mają warunki pracy do wypalenia zawodowego?

Lekarz bez szans z biurokratyczną machiną

Poczucie misji, wielka chęć niesienia pomocy innym, uprawianie zawodu wysokiej pożyteczności społecznej – młody medyk przychodzi do pracy w przychodni czy w szpitalu pełen pasji i zaangażowania, chce się uczyć, rozwijać i z miejsca rozwiązywać problemy pacjentów. Szybkie zderzenie z rzeczywistością bywa dla niego jak kubeł zimnej wody. Na początek przeraża ogrom biurokracji. Z opublikowanego rok temu raportu NIK  wynika, że już niemal jedną trzecią czasu wizyty lekarz przeznacza na wykonywanie czynności administracyjnych i uzupełnianie dokumentacji medycznej. W przypadku teleporady jest jeszcze gorzej – nawet połowa czasu jest poświęcona papierologii, a nie pacjentowi.

Jak podaje NIK, za przyczynę dużego obciążenia personelu medycznego czynnościami administracyjnymi uchodzi m.in. fakt, że kierujący placówkami POZ nie zapewnili medykom pełnego wykorzystania dostępnych narzędzi – zwłaszcza informatycznych. Aż 86 proc. skontrolowanych przez NIK podmiotów nie wykorzystało możliwości odciążenia pracy lekarzy poprzez nadanie asystentom medycznym odpowiednich uprawnień do wystawiania e-zwolnień, e-recept i e-skierowań. Część obowiązków mogła być też zlecana pielęgniarkom, które miały do tego wymagane kwalifikacje. Z kolei rejestratorki, sekretarki medyczne i statystycy medyczni, mający w założeniu wspierać personel medyczny i odciążać w pracy administracyjnej, byli zatrudniani w niepełnym wymiarze godzin, więc ogrom biurokratycznej pracy i tak spadł na lekarzy. Najwyższa Izba Kontroli wyraziła opinię, że taki stan rzeczy ograniczał możliwość sprawnego i efektywnego świadczenia pomocy medycznej i wskazuje na niewłaściwe zarządzanie personelem w placówkach ochrony zdrowia. Co mogłoby pomóc? NIK zawnioskował do Ministerstwa Zdrowia, aby razem z organizacjami reprezentującymi środowisko medyczne przeanalizować zakres obowiązków administracyjnych personelu medycznego –  ograniczyć je do niezbędnego minimum, przyspieszyć też proces informatyzacji oraz automatyzacji obiegu informacji w systemie ochrony zdrowia.

Dramatyczne braki kadrowe

W Polsce na tysiąc mieszkańców przypada zaledwie średnio 2,4 lekarza. To najgorszy wynik w całej Unii Europejskiej i jeden z gorszych spośród wszystkich krajów europejskich – wynika z raportu Eurostatu „Healthcare personnel statistics – physicians”. Te zatrważające dane potwierdza też raport OECD, „Health at a Glance 2019”, z którego wynika także, że liczba lekarzy w Polsce nie zwiększa się od prawie 20 lat. Braki personelu medycznego prowadzą do wielu patologii w organizacji pracy placówki medycznej. Śmierć z przepracowania anestezjologa po 5 dobach dyżuru w placówce w Głubczycach z 2011 roku lub innego anestezjologa z Wałbrzycha w 2019 roku  to najbardziej jaskrawe przykłady pracy ponad siły, z narażeniem własnego życia, ale i zdrowia innych. Pracowali, bo czuli, że muszą, bo nikt ich nie zastąpi, a pacjenci zostaną bez specjalisty w momencie, gdy od tego może zależeć ich życie.

Kontrole NIK przeprowadzone po pierwszej z wymienionych wyżej sytuacji wykazały, że ponad jedna czwarta szpitali i przychodni nie przestrzega tygodniowych norm czasu pracy. Pewien lekarz miał w ciągu roku aż 1245 nadgodzin (na dozwolonych 416). Jeszcze inny przepracował w szpitalu i w gotowości telefonicznej 175 godzin bez przerwy. Wielu medyków nie pracuje na etacie, a na kontrakcie – mając wtedy możliwość pracowania w wielu miejscach naraz. Przy kontraktach normy godzinowe nie obowiązują. Ile faktycznie pracuje lekarz na dyżurach, w szpitalu, w pogotowiu czy w ramach prywatnej praktyki? Nikt tego do końca nie kontroluje.

Piloci, maszyniści i kierowcy ciężarówek mają kontrolowany czas pracy, by zmniejszyć ryzyko przepracowania. Może zasadna byłaby dbałość o to, by również specjaliści ochrony zdrowia nie pracowali zmęczeni, po wielogodzinnych dyżurach?

Nierówności w wynagrodzeniu

Gdy pracownicy ochrony zdrowia protestują przeciwko niskim płacom, wielu pacjentów puka się w czoło. „Przecież znam ginekologa, który zarabia co najmniej 20-30 tys. złotych miesięcznie, jeszcze im mało?” – komentują w internecie pod artykułami o podwyżkach płac lekarzy. Prawda jest jednak taka, że w ochronie zdrowia występują ogromne różnice płacowe między np. stażystami, którzy po wielu latach nauki i wyrzeczeń, zarabiają mniej, a bardziej doświadczonymi kolegami i koleżankami, zarabiającymi znacznie więcej. Z jednej strony, w każdym zawodzie „świeżak” na stanowisku nie zarobi tyle co doświadczony specjalista, z drugiej zaś, młodzi specjaliści walczą o podniesienie minimum, aby móc godnie żyć np. w dobie szalejącej inflacji. Tymczasem nieraz spotyka ich za to społeczny lincz od części pacjentów, którzy widzą tylko zarobki najzamożniejszych specjalistów z kilkunastoletnim doświadczeniem zawodowym.

To jednak nie koniec nierówności płac w ochronie zdrowia. Etatowi pracownicy szpitali i innych placówek medycznych zarabiają mniej niż tzw. lekarze na kontrakcie, którzy mogą podpisać umowy z wieloma placówkami, a więc zarabiać znacznie więcej (jednocześnie jeszcze więcej pracując). W momencie, gdy na jednym oddziale w szpitalu spotykają się kontraktowi i etatowi pracownicy, atmosfera pracy bywa fatalna. Gdy lekarze nie pracują jako zespół, a zamiast emocjonalnego wsparcia w tak wymagającym zawodzie medycznym, mają do siebie jedynie pretensje – wszyscy na tym tracą.

Prosta droga do wypalenia zawodowego

Wypalenie zawodowe najczęściej dotyka osoby przeciążone pracą, nie dające sobie rady z nadmiarem obowiązków, sfrustrowane z powodu złej organizacji pracy, braku grupy wsparcia i trudnych relacji interpersonalnych z innymi pracownikami placówki. Do tego dochodzą mocno obciążająca emocjonalnie praca z pacjentem i chroniczny stres związany z częstymi sytuacjami ratowania życia oraz obcowaniem ze śmiercią. To wszystko potrafi przytłoczyć, a jeśli specjalista ma do tego skłonności do perfekcjonizmu, jest osobą bardzo emocjonalną, nie radzi sobie z presją i trudnymi sytuacjami, to droga do wypalenia zawodowego jest bardzo krótka.

Z jednej strony sami pracownicy ochrony zdrowia muszą dbać o swój dobrostan i zdrowie psychiczne, ale z drugiej duża odpowiedzialność tkwi w samym środowisku medycznym, które powinno dążyć do polepszenia warunków organizacji pracy w Polsce. Nadmiar biurokracji, braki kadrowe, nierówności finansowe czy praca ponad siły szkodzą całemu społeczeństwu – w interesie wszystkich jest, aby lekarze mogli jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki.

Redakcja MEDchart